Reklama

Niedziela Częstochowska

Parafia na swoim

Ksiądz Szczepan Sowa: – Pragnę, by parafianie czerpali siłę z Kościoła, by gromadzili się w parafialnej świątyni i budowali żywą wspólnotę wiary.

Niedziela częstochowska 16/2023, str. IV

[ TEMATY ]

Dziepółć

Marian Florek/Niedziela

Parafianie z ks. Szczepanem Sową, proboszczem

Parafianie z ks. Szczepanem Sową, proboszczem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Miłosierdzie to przejaw miłości Boga, to przypomnienie, że mimo naszych grzechów, słabości i odchodzenia od Niego, Bóg nas kocha. W sakramencie pojednania Bóg nieustannie czeka na nasze powroty. Praktycznie rzecz ujmując, codziennie się brudzimy i codziennie się myjemy, by być czystymi. I podobnie jest w życiu duchowym. Jak naucza papież Franciszek: Bóg nie nudzi się przebaczaniem – tłumaczy istotę miłosierdzia ks. Szczepan Sowa, proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Dziepółci.

Boże kochanie

Parafianie również podzielili się z Niedzielą swoimi doświadczeniami związanymi z Bożym wybaczeniem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Miłosierdzie Boże jest dla nas opoką i podporą. Jest to opieka nade mną, czuję ją w każdej chwili. W trudnych sytuacjach modlitwa do Bożego Miłosierdzia pomogła mnie i mojej rodzinie – opowiada Jadwiga Kłosowska. – Jestem rolnikiem i Boże Miłosierdzie jest dla mnie szczególnym przejawem Bożej mocy. Rolnik zawsze prosi Stwórcę o dobrą pogodę, o obfite zbiory, a naszą parafię jakoś szczęśliwie omijają klęski żywiołowe – zauważa Zdzisław Rudek, członek rady parafialnej. – Boże Miłosierdzie jest dla mnie wsparciem. Kiedy mnie spotkała tragedia, o której nie chciałabym rozmawiać, modliłam się do Bożego Miłosierdzia i pomogło – zwierza się Maria Bogacz. – Boże Miłosierdzie to jest sam Bóg, to jest wiara w Niego, to jest Jego miłość – podkreśla Krzysztof Kuśmierz, organista. – Boże Miłosierdzie to dla mnie miłość i otwartość Boga na nasze problemy – wskazuje Katarzyna Śliwowska. – Wezwanie parafii – Boże Miłosierdzie – to po prostu Boże kochanie – podsumowuje refleksje wiernych Jan Śliwa.

Ich świątynia

Teresa Śliwa i Grażyna Pyka są związane z parafią od samego początku. Traktują ją jak dom. Doskonale pamiętają dzień 18 lipca 1984 r., kiedy to w Dziepółci została odprawiona pierwsza Msza św. Jak wspominają panie, nabożeństwo odbyło się pod brzozą, która rosła w zrujnowanej świątyni.

– Budynek kościoła został wykupiony w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku od ewangelików. Ksiądz Marek Czernecki z Dmenina przyjechał, zobaczył zrujnowaną świątynię i postanowił ją z nami uratować. Pracowałem przy renowacji budynku, który został wyremontowany siłą miejscowych rąk. Ostatnio wymienialiśmy okna i drzwi, w dalszej kolejności na wiosnę chcemy zamontować witraże. Dostaliśmy trochę funduszy. Kogo pan z naszej wspólnoty zapyta, to wszyscy mówią: U nas coś się dzieje. Teraz mamy blisko i mamy swojego proboszcza – cieszy się Zdzisław Rudek, członek rady parafialnej.

Reklama

Jan Śliwa był przy powstawaniu parafii. Jeździł do warszawskiego Konsystorza, by załatwiać zakup budynku świątynnego od wspólnoty ewangelicko-augsburskiej. – Fundusze na zakup były nasze, potem częstochowska kuria też nam pomogła. Pieniądze zbieraliśmy po wsi. Budynek kupiliśmy w 1984 r., a już w 1986 r. byliśmy parafią. W dwa miesiące przygotowaliśmy budynek do użytku, w którym zamiast dachu było widać niebo. Wszystko, co jest w kościele, to wkład pracy wiernych. Wszystko społecznie zrobiliśmy i odbudowaliśmy go w całości. Tamto okno sam zrobiłem, bo wcale go nie było – mówi z satysfakcją p. Śliwa.

– Kościół remontowała cała wieś. Z Bożą pomocą i parafianami można góry przenosić – śmieje się Maria Bogacz i dodaje: – Jestem zadowolona, że mamy własny kościółek i nie wyobrażam sobie, gdyby go nie było. Zdaję sobie sprawę, że nasza parafia jest zagrożona, bo jest trochę za mała, by przetrwać.

Ich parafia

Parafianie, którzy mieszkają tutaj od lat, są mocno związani z kościołem. – Oni i ich rodzice tę świątynię odnawiali i ten trud jest pokoleniowo przekazywany z ojca na syna. Dlatego część tego najmłodszego pokolenia angażuje się w parafialne przedsięwzięcia. Schola obecnie liczy 6 osób, Liturgiczna Służba Ołtarza składa się z 9 ministrantów, a parafia liczy 600 osób. Staramy się przyciągnąć młodych. W maju wyjeżdżamy z dzieciakami na weekend do Niedzicy. Będzie to wyjazd nie tylko turystyczny, bo każdego dnia będzie sprawowana Msza św. Tym sposobem też budujemy wspólnotę – mówi ksiądz proboszcz.

Reklama

Katarzyna Podolak od dwóch lat kieruje parafialną scholą. Jest z niej bardzo dumna. Udało się ją powołać przy wsparciu ks. Szczepana. O swoich podopiecznych wyraża się w samych superlatywach. – Widziałam ich drogę nawrócenia od początku, kiedy zaczynaliśmy. Teraz mogę szczerze powiedzieć: oni głoszą Pana Boga i Jego miłość. Kiedy rozmawiałam z ks. Szczepanem na temat scholi, to zgodziliśmy się, że schola musi być zbudowana na fundamencie Chrystusa. Schola w parafii nie służy do występów artystycznych, ale śpiewa ku chwale Boga i pożytkowi ludzi. Wierni słuchacze powinni mieć szansę „wejść” nie tylko w melodię, ale i w słowa pieśni. Próby mamy w soboty. Sprawiają nam ogromną radość. Wkładamy sporo pracy, by się dobrze przygotować do posługi w parafii – przekonuje p. Katarzyna.

Ich proboszcz

– Cieszymy się, że mamy blisko kościół. Od zarania parafii organizowaliśmy pielgrzymki na Jasną Górę. Byłem na pielgrzymce już 33 razy, a pierwsza miała miejsce w 1984 r. Wtedy poszło 120 osób, a jak na wieś, która wówczas liczyła 750 osób, było to bardzo dużo – przypomina fakty z historii dziepółckiej wspólnoty Jan Śliwa.

– Ksiądz proboszcz to dobry organizator, przyciąga młodych. Scholka to efekt jego starań. Ksiądz proboszcz jest jeszcze młody, musi być aktywny. Kiedy ja byłem młody, to na wieży kościoła dzwon montowałem – mówi z uśmiechem Jan Śliwa. – W naszej parafii chce się być, a zawdzięczamy to przede wszystkim naszemu księdzu proboszczowi, który czyni wszystko, byśmy w każdej chwili życia czuli Boże Miłosierdzie – tłumaczy Katarzyna Śliwowska i podkreśla: – Odkąd ks. Sowa do nas przyszedł, to w parafii nastąpiła duża zmiana. – Ksiądz proboszcz jest u nas krótko, a już bardzo dużo zrobił. Parafia jest nieduża, ale zgrana, tutaj wszyscy się znają. Może się utrzymamy – wyraża nadzieję Krzysztof Kuśmierz, który od 17 lat jest parafialnym organistą.

***

W rozmowach z parafianami stale przewijał się niepokój związany z przetrwaniem tak małej wspólnoty. – Cieszymy się, że mamy swój kościół, że mamy gdzie przyjść, ale nie wiadomo, co będzie dalej, za dwa, trzy lata, kiedy zabiorą księdza i połączą parafie – martwi się Jadwiga Kłosowska.

Rodzi się zatem pytanie: czy kryterium łączenia wspólnot będzie się opierało tylko na administracyjnych założeniach, czy też zostanie uwzględniona duchowa żywotność parafii?

2023-04-06 17:20

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowy orędownik w parafii

– Potrzeba nam mocy i światła Ducha Świętego, abyśmy mieli rozum, mądrość, odwagę wiary i prawdziwą pobożność. Dziś są potrzebni tacy przewodnicy jak: św. Jan Paweł II, św. s. Faustyna czy bł. ks. Sopoćko, którzy doświadczyli Jezusa, którzy Go spotykali przez modlitwę – powiedział 11 kwietnia abp Wacław Depo w parafii Miłosierdzia Bożego w Dziepółci podczas wprowadzenia relikwii bł. ks. Michała Sopoćki.

W Niedzielę Miłosierdzia Bożego, w odpust parafialny, we wspólnocie w Dziepółci Sumę odprawił abp Wacław Depo, który zachęcał: – Czujmy się dzisiaj ludźmi radości, czyli szczęśliwymi, błogosławionymi, bo uwierzyliśmy, że Chrystus jest i żyje w swoim Kościele, w sakramentach Kościoła i tak będzie aż do skończenia świata.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Caritas rusza z kampanią na rzecz osób w kryzysie bezdomności

2025-11-15 19:45

[ TEMATY ]

Caritas

Caritas Archidiecezji Częstochowskiej

Caritas Polska

Caritas Polska

Caritas Polska

Caritas Polska

Prawie 2 miliony Polaków żyje w skrajnej biedzie, a na ulicach miast „mieszka” przynajmniej 53 tys. ludzi. Nikt tego nie planuje. Nikt nie chce tak żyć. W Światowym Dniu Ubogich Caritas rusza z kampanią, której celem jest przypomnienie, że to nie anonimowa statystyka, tylko ludzkie historie, które warto usłyszeć. U pana Łukasza zaczęło się od tego, że ojciec faworyzował jego brata, a on wpadł w złe towarzystwo, jak twierdzi, na złość ojcu. Tak minęło mu kilkadziesiąt lat. Ania zakochała się w mężczyźnie, który stosował przemoc, uciekła. Później miesiące spała w samochodzie, krążąc gdzieś pomiędzy Wejherowem a Sopotem. Zbyszek całe życie pływał po świecie, nigdy nie założył rodziny - dziś zdrowie już nie pozwala wsiąść na statek, a on nie ma dokąd wracać. Czy masz pewność, że podobne sytuacje nie staną się kiedyś Twoją historią? A co, gdybyś Ty nie miał dokąd pójść?

- W Polsce jest ponad 53 tys. bezdomnych, jednak mówi się o niedoszacowaniu statystyk.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję