Reklama

Niedziela Wrocławska

Pół wieku misji na Czarnym Lądzie

W Domu Generalnym Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej we Wrocławiu od roku przebywają siostry, które przyjechały z Kamerunu. Ich pobyt związany jest z poznawaniem i pogłębianiem więzi z założycielem bł. Edmundem Bojanowskim oraz siostrami Zgromadzenia.

2025-10-19 08:00

Archiwum zgromadzenia

S. M. Agnieszka, s. M. Józefa i s. M. Katarzyna

S. M. Agnieszka, s. M. Józefa i s. M. Katarzyna

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

– Gdy sięgam do historii zgromadzenia, to widzę, że misje sióstr służebniczek były w Bożych planach i Pan Bóg nas do nich przygotowywał. W 1971 r. ówczesna matka generalna M. Gloriosa Gruszka była z wizytą u papieża Pawła VI w Rzymie i tam otrzymała błogosławieństwo na założenie misji. Wcześniej, bo w 1969 r., do Kamerunu przyjechali Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej i to oni trzy lata później poprosili, by siostry też się tam udały – opowiada s. M. Józefa Franke. Od tego czasu minęło już nieco ponad 50 lat; 8 grudnia 2024 r. siostry świętowały złoty jubileusz obecności i posługi w Kamerunie.

Reklama

Jednak zanim służebniczki przybyły na Czarny Ląd, matka generalna z towarzyszącą jej siostrą odbyła podróż do Kamerunu, by poznać warunki, w których siostry w przyszłości miały żyć i posługiwać. Po powrocie zaproponowała, by do pracy misyjnej zgłosiły się siostry, które mają takie pragnienie. – I tak powstała pierwsza grupa czterech sióstr, które 50 lat temu wyjechały na misje. Przyjechały one do Figuil, na północy Kamerunu. Otrzymały budynek w miarę dobrze wyposażony i to była ich pierwsza placówka. Po jakimś czasie, gdy rozeznały się w terenie, rozpoczęły posługę. Otwarły pierwsze przedszkole i jeździły z misją do okolicznych wiosek. Pokonywały duże odległości żeby spotykać się z ludźmi. Głównie odwiedzały chorych i to był pierwszy kontakt miejscowej ludności z siostrami. Ponadto uczyły kobiety szycia i organizowania codziennego życia. Po trzech latach powstała kolejna placówka, a w następnym roku trzecia. Po 10 latach pracy i posługi sióstr zgłosiła się pierwsza miejscowa kandydatka – mówi s. M. Józefa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Do człowieka w potrzebie

Jak podkreślają siostry, zgromadzenie nie jest typowo misyjnym, ale otwarty duch matki generalnej M. Gloriosy sprawił, że nowe placówki powstawały poza granicami Polski. Matka Gloriosa była odważną kobietą. Inicjowała wyjazdy do Rzymu, Kanady i w inne miejsca, aby podejmować posługi w duchu charyzmatu zgromadzenia, które jest rdzennie polskim. Jego misją jest wychodzenie ku drugiemu człowiekowi, szczególnie dziecku i będącemu w potrzebie, na wzór Chrystusa – mówi s. M. Laureta Turek i podkreśla, że piękne jest to, że wielkopolanin, założyciel zgromadzenia, jest znany w Kamerunie. W przedszkolach dzieci odgrywają scenki z jego życia. Powstało również Stowarzyszenie „Rodzina Bł. Edmunda Bojanowskiego” zrzeszające świeckich, którzy chcą żyć jego charyzmatem i są urzeczeni sposobem, w jaki odkrył w swoim życiu Pana Boga.

Zapomnij o tym

Reklama

Siostra M. Agnés (Agnieszka, 33 lata w zgromadzeniu), Kamerunka, odkryła swoje powołanie dzięki siostrom misjonarkom posługującym w wioskach. Jej dom rodzinny był nieco oddalony od parafii w Figuil, gdzie miały misję. Siostry jednak przyjeżdżały do okolicznych wiosek. – Pewnego dnia, gdy wracałam ze szkoły, zobaczyłam zgromadzone kobiety, co przyciągnęło moją uwagę. Wśród nich była biała kobieta, Europejka. Zaciekawiona podeszłam bliżej i zobaczyłam siostrę, która w swoich ramionach trzymała dziecko, a drugie miała na plecach, podtrzymywane afrykańskim materiałem, który nazywa się „pań”. Wokół niej była jeszcze gromadka dzieci. Siostra zajmowała się nimi, a Afrykanki, matki tych dzieci, uczyły się szydełkować, szyć, reperować ubrania. Bardzo mi się to spodobało, że biała kobieta zajmuje się dziećmi Afrykanek, a one w tym czasie mogą się czegoś nauczyć. Każda z tych kobiet przyniosła też coś do jedzenia. Dzięki temu siostra częstowała się tym, co one przygotowały i spędziła cały dzień w wiosce – opowiada s. M. Agnieszka.

Ten obraz sprawił, że zapragnęła – by tak jak siostra – uczyć się i zajmować dziećmi, mimo że w Afryce powołanie do życia zakonnego było czymś zupełnie nieznanym. Na Afrykańskiej Ziemi zadaniem kobiety jest być mamą; rodzić dzieci, zajmować się domem. Świadomość, by ofiarować swoje życie Panu Bogu i nie mieć potomka jest trudna do przyjęcia. – Jednak już wtedy wiedziałam, że chcę żyć tak jak ta siostra. Podzieliłam się tym ze swoją starszą siostrą, ale ona stwierdziła: „Zapomnij o tym, bo to nie jest dla Ciebie. Trzeba mieć dużo pieniędzy i trzeba się dużo uczyć, a my jesteśmy z małej wioski, więc nie stać nas na to”. Siostra mnie zniechęciła, jednak pragnienie to nadal było w moim sercu. Ciągle widziałam służebniczkę, która do nas przyjeżdżała. Zauważyłam, że ona nie męczyła się tymi wizytami i posługą. Była wierna i bardzo radosna. Po pewnym czasie podzieliłam się swoją myślą z kuzynem Lazarem. Ale on również powiedział mi to samo: „Zapomnij o tym…” – opowiada s. M. Agnieszka.

Jestem szczęśliwa

Reklama

Lazar uczęszczał do szkoły dla chłopców zorganizowanej przez misjonarzy. Było to małe seminarium duchowne, w którym uczono czytania i pisania, jednocześnie mając nadzieję, że w przyszłości wyjdą z niego przyszli kapłani. – Kiedyś Lazar mnie zapytał, czy dalej myślę o życiu zakonnym. Odpowiedziałam, że tak. Poradził mi, bym poszła do taty i powiedziała mu o tym. W naszej kulturze panuje zwyczaj, że córka nie zwraca się bezpośrednio do ojca, więc oznajmiłam mamie, że chcę porozmawiać z tatą. Mama była zdziwiona, jednak usłyszałam od niej: „Czekaj! Gdy będzie sprzyjający czas, dam ci znać”. I gdy to się stało, poszłam porozmawiać z tatą. On nie chciał, bym podjęła tę drogę, natomiast widział w kapłaństwie mojego młodszego brata Tadeusza, którego nieco później wysłał do małego seminarium – uśmiecha się s. M. Agnieszka.

Chłopak jednak uciekał stamtąd aż trzy razy. W końcu uciekł definitywnie, jednak nie powrócił do domu, lecz do wujka mieszkającego w dużym mieście położonym 100 km od wioski. – W zaistniałej sytuacji tato zawołał mnie i powiedział, że skoro Tadeusz uciekł z seminarium, a ja mam pragnienie bycia siostrą, to on nie może się sprzeciwiać woli Pana Boga. Jeśli chcę, mogę wstąpić do zgromadzenia sióstr – opowiada s. M. Agnieszka. Zaznacza przy tym, że na drodze realizacji powołania zakonnego dużym wsparciem był dla niej wspomniany wcześniej kuzyn Lazar. Gdy w młodzieńczym wieku wielu chłopców, starając się o jej rękę, pisało do niej listy, to właśnie Lazar je czytał i na nie odpowiadał. – Był dla mnie ogromną pomocą – śmieje się s. M. Agnieszka i dodaje: – Gdy tato dał mi zielone światło i pozwolił podjąć drogę życia zakonnego, oznajmiłam o tym proboszczowi. Był to Polak, o. Ludwik Stryczek, Oblat Maryi Niepokalanej. On zawiózł mnie do sióstr. Od tamtego czasu żyję z nimi już ponad 30 lat i jestem szczęśliwa.

Tylko miłość zostanie

Reklama

Siostra M. Catherine (Katarzyna, 15 lat w zgromadzeniu) urodziła się w Figuil. 100 metrów od jej domu znajdowała się misja sióstr służebniczek, w której prowadziły przedszkole. Od trzeciego roku życia uczęszczała do niego. Widziała więc co siostry robią i jak żyją. Po przedszkolu przyszedł czas na szkołę podstawową i liceum. Siostry nadal jej towarzyszyły – przygotowywały do chrztu, Komunii świętej i bierzmowania. Później nastąpił czas pogłębiania wiary w grupie Dzieci Maryi. – Należałam do tej grupy i tam umocniłam swoją wiarę, spotkałam Pana Boga. To był początek. Siostra Simone, Kamerunka, pomagała mi rozeznać powołanie i stawać się dobrą chrześcijanką. Miałam wtedy dużo pytań. Zastanawiałam się: Jakie plany ma dla mnie Pan Bóg? Czy mam być siostrą zakonną, żoną, czy kobietą, która posługuje w Kościele? Nie od razu odkryłam swoje powołanie, ale widziałam pracę sióstr i to mnie zawsze inspirowało. Były blisko ludzi, uczyły modlitwy, razem z nami się modliły. Bardzo mi się to podobało. Podziwiałam posługę sióstr, widziałam ich świadectwo wiary i miłość, którą się dzieliły. Przecież opuściły Europę, by przyjechać do nas. To było dla mnie nie do pojęcia! Pracowały z ludźmi nie tylko od strony duchowej, ale z każdej innej. Siostra M. Krystyna Ignaczak, która pracowała wśród chorych jako pielęgniarka, wkładała w swoją posługę wiele serca. Do dzisiaj ludzie w Figuil ją wspominają. Posługiwała starszym, chorym, trędowatym, biednym. To było dla mnie wielkie świadectwo – dzieli się s. M. Katarzyna.

I stał się cud

– Kiedyś czytałam fragment Pisma Świętego o bogatym młodzieńcu, który chciał naśladować Jezusa, ale nie potrafił zostawić wszystkiego. To był dla mnie taki sygnał. Pojawiło się pytanie: A ty, Magdalena, czego chcesz? (Magdalena to moje imię chrzestne). Gdzie jest twoje bogactwo, którego nie możesz zostawić? Młodzieniec miał bogactwo materialne, a ja co mam? Co jest dla mnie ważne? I zrozumiałam, że najważniejsze jest poznanie Pana Boga i służba Jemu. Najważniejsza jest Miłość, inaczej wszystko będzie upadać. Wszystko mija, tylko Miłość zostanie – dzieli się s. M. Katarzyna.

Reklama

To był początek odkrywania powołania, ale – jak przyznaje – nie miała odwagi od razu zostawić wszystkiego. Po zdanej maturze powiedziała siostrze, że czuje, iż Pan Bóg ją wzywa, ale musi na ten temat zaaranżować rozmowę z rodziną. A to nie było łatwe. – Nie miałam odwagi, żeby powiedzieć rodzicom o moim pragnieniu bycia siostrą zakonną, dlatego pojechałam na rok na uniwersytet, gdzie rozpoczęłam studia. Chciałam rozeznać, przygotować się, nabrać odwagi. Tam też były siostry służebniczki, z którymi utrzymywałam kontakt. Pewnego razu s. M. Aleksja Skucha powiedziała mi, że łaska Boża może minąć, przepaść. „Dzisiaj ją masz, lecz nie wiesz, co będzie jutro”. I to był dla mnie taki punkt zwrotny. Zadałam sobie pytanie: Co ja tutaj robię? Powiedziałam sobie: Zostaw wszystko, studia możesz skończyć nawet będąc emerytką, to nie jest najważniejsze – śmieje się s. M. Katarzyna.

Zostawiła wszystko i postanowiła poinformować rodzinę. Najpierw podzieliła się tym ze swoją siostrą, u której mieszkała. – A ona zapytała: „Jesteś chora, czy normalna?” Odpowiedziałam, że normalna, a pragnienie to mam od dawna. Siostra myśląc, że źle się u niej czuję zaproponowała wynajęcie innego mieszkania. Nie rozumiała do końca, skąd moja decyzja. Powiedziała mi też, że życie w klasztorze nie jest słodkie i nie będzie mi wolno stamtąd wrócić – muszę tam zostać aż do śmierci. Trochę się przestraszyłam, ale dużo się modliłam i rozmawiałam z księżmi, dalej szukając odpowiedzi – opowiada s. M. Katarzyna.

Spotkała się z rodzicami i powiedziała im o swojej decyzji. – Tato był przeciwny, powiedział: „To nie jest dobry pomysł”. Wtedy pomyślałam, że jeśli Pan Bóg mnie woła, to da mi łaskę, bo to przecież nie tylko moje pragnienie, ale też Jego. Dużo się modliłam, by Bóg dotknął serca mojego taty. I stał się cud! Kiedyś rano tatuś powiedział do mnie: „Ja chcę tylko, żebyś ty była szczęśliwa. To moje pragnienie”. Odpowiedziałam, że ja też szukam szczęścia i będę szczęśliwa, gdy będę tam, gdzie Pan Bóg mnie chce. Tatuś odpowiedział: „Ok, jak chcesz” – uśmiecha się s. M. Katarzyna.

Reklama

Została przyjęta do zgromadzenia. Czas formacji podstawowej przeżywała w klasztorze w Figuil, w miejscowości swego urodzenia. – To nie był łatwy czas, gdyż każdego dnia widziałam rodziców na Mszy św. To było wielkie wyzwanie, ale przekonałam się, że mam powołanie, bo inaczej nie dałabym rady – podkreśla siostra.

Kamerun dziś

Obecnie w Kamerunie siostry mają siedem placówek, w których posługuje 8 sióstr z Polski i 15 Afrykanek. Są 2 postulantki i 3 nowicjuszki. Dwa powołania są z Czadu.

Siostry prowadzą przedszkola, pracują w ośrodkach zdrowia, gdzie zatrudniają również miejscowe osoby. Prowadzą centrum dla trędowatych, znajdujące się obok wioski dla nich przeznaczonej. – Do wioski zostali sprowadzeni trędowaci z całej północy. Opieką są objęci nie tylko chorzy, ale również ich rodziny. Dostają oni jedzenie, a ich dzieci mogą chodzić do ochronki. Na miejscu jest też atelier, w którym dla trędowatych robi się obuwie czy protezy. W ośrodku jest kaplica, w której w każdy piątek kapłan sprawuje dla trędowatych Mszę św. Jeśli ktoś nie może przyjść, siostry zanoszą choremu Komunię świętą do domu. Otaczamy trędowatych kompleksową opieką, nie tylko medyczną – mówi s. M. Józefa.

W Kamerunie siostry prowadzą też posługę pastoralną, katechezę dla dzieci i młodzieży, towarzyszą różnym grupom przy parafii. W Mandamie prowadzą internat dla dziewczyn. Kontynuują to, co rozpoczęły pierwsze misjonarki. Posługują wszystkim ludziom, niezależnie od wyznawanej przez nich wiary.

Oceń: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Oddał życie za świętość małżeństwa

2025-10-18 18:33

[ TEMATY ]

kanonizacja

Peter To Rot

Vatican Media

bł. Peter To Rot

bł. Peter To Rot

Jutro kanonizacja siedmiorga błogosławionych. Wśród nich jest rodowity mieszkaniec Papui-Nowej Gwinei: Peter To Rot. Świadomie oddał życie za wiarę i świętość małżeństwa – mówi polski biskup misyjny Dariusz Kałuża MSF. Podkreśla, że Papuasi od dawna uznają bł. Petera za świętego. W każdym kościele znajduje się jego wizerunek, a o wstawiennictwo proszą go zwłaszcza małżonkowie.

Bp Kałuża przypomina, że przyszły święty zginął w czasie II wojny światowej za japońskiej okupacji. Najeźdźcy zachęcali Papuasów, by wyprali się chrześcijaństwa i powrócili do dawnych wierzeń. Przywrócili też zniesioną pod wpływem misjonarzy poligamię. Peter To Rot jako katechista ostro się temu sprzeciwiał, potajemnie przygotowywał też młodych do małżeństwa, chrzcił dzieci, przynosił Komunię do chorych. Japończycy już wcześniej internowali bowiem europejskich misjonarzy.
CZYTAJ DALEJ

Przymnóż nam wiarę

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Grażyna Kołek

Rozważania do Ewangelii Łk 18, 1-8.

Niedziela, 19 października. Dwudziesta Dziewiąta Niedziela zwykła.
CZYTAJ DALEJ

Polski misjonarz w Boliwii na Światowy Dzień Misyjny

2025-10-19 14:48

[ TEMATY ]

dzieło misyjne

dzień misyjny

99. Światowy Dzień Misyjny

Vatican Media

„Krańce ziemi” to nie tylko odległe zakątki świata, ale również miejsca wokół nas – sąsiedztwa, dzielnice, wspólnoty – w których brakuje nadziei, pokoju, zgody i sprawiedliwości. W tym kontekście każdy z nas może być misjonarzem; misjonarzem nadziei - wskazał ks. Tomasz Grzyb, misjonarz fidei donum z diecezji siedleckiej posługujący w Boliwii.

Misjonarz w rozmowie z mediami watykańskimi wskazał, że głoszenie Ewangelii to nie tylko obowiązek wybranych, ale wspólna droga wszystkich ochrzczonych; to „słodkie i radosne zadanie”, które polega na dawaniu świadectwa żywej obecności Chrystusa w codzienności.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję